Zemsta Ogrodnika
Stowarzyszenie Zemściaków Ogrodnika



Forum Zemsta Ogrodnika Strona Główna Opisy kampanii Tajemnica Przeszłości
Obecny czas to Pią 4:04, 17 Maj 2024

Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat
Autor
Furion
Zemściak Ogrodnika
Zemściak Ogrodnika



Dołączył: 15 Lut 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chełmża
Sob 0:27, 17 Lut 2007

Wiadomość
Tajemnica Przeszłości
Tajemnica Przeszłości

Opowieść na podstawie kampanii „Tajemnica Przeszłości”

PROLOG

Szedł przez niezmierzoną dzicz sam. Powiewał tylko przy jego cichym chodzie ciemnozielony płaszcz podróżny, który sprawiał że jego właściciel był niewidoczny na tle lasu. Niegdyś ten las, zwany Cormanthorem zamieszkiwały w całości elfy, sprawując nad nim swą pieczę. Pozostałości po ich obecności istnieją do dziś. Wysokie drzewa, tajemnicze platformy i kamienie w ich pobliżu sugerują, że nadal tam ktoś mieszka. Prawda jest jednak inna. To wszystko tylko szczątkowe pozostałości po elfach i ich kulturze. Podróżnik o tym wiedział. Sam również jest elfem, jednak postanowił zostać i strzec tej ziemi. Przemierzając kolejne połacie terenu, znane mu od maleńkości zastanawiał się, jak długo jeszcze będzie tu w miarę bezpiecznie. Potężna magia elfów mythal ciągle strzegła ten obszar, jednak prędzej czy później znajdą się osoby które ją wypaczą, rozproszą lub obrócą na swoją korzyść.
Przyroda go akceptowała. Znały go zwierzęta, rośliny i nie zwracały na niego szczególnej uwagi. On rozpoznawał każdy szelest i żaden nie wydawał mu się obcy, prócz jednego... Dźwięk całkowicie nie pasował do tego miejsca, lecz podróżnik postanowił zbliżyć się bliżej źródła odgłosu. Bezszelestnie przemykał od drzewa do drzewa, krzaku do krzaku. Zbliżył się już na tyle, aby go dokładnie rozpoznać. Mięśnie, początkowo napięte, zaczęły się rozluźniać. Dla tropiciela takiego jak on, mogło się to nie skończyć dobrze, gdyż zawsze powinien być przygotowany na wszelkie niebezpieczeństwo. Jednak tym razem odgłos był nie niebezpieczny. Odgłos był bezbronny. Wędrowiec podszedł trochę nieufnie, wciąż czujnie, lecz im bliżej się znajdował, tym lęk bardziej mijał. Znalazł się od celu na wyciągnięcie ręki. Przyjrzał się uważnie. Były to cztery niemowlęcia elfów! Co się stało z rodzicami tych niewiniątek? – Zastanawiał się. – Jak mogli zostawić je bez żadnej opieki? – W tym momencie zaczął się poruszać nerwowo, szybko rozejrzał się po okolicy i potwierdził swoje obawy. Te elfiątka są same. Nie przeżyją bez jego pomocy. Postanowił zabrać je do swojej siedziby w Splątanych Drzewach i zaopiekować się nimi, póki nie znajdzie ich rodziców.

Część 1

Regis, Neron, Hendu i Rizzen znają się od urodzenia. Wspólnie chodzili do Elfickiego Domu Powszechnej Nauki w Splątanych Drzewach. Tam też mieszkają. Wychowani przez bliskie rodziny, stali się dla siebie niemal jak bracia. Teraz stoją u progu dwudziestki i czeka ich wybór swojej przyszłości. Każdy ma inne cechy i wybierze inny zawód, lecz w podświadomości czują, że będzie on nieodzownie związany z walką, ponieważ chodząc po tym świecie ponad półtora tuzina lat czują do tego zamiłowanie. W EDPN osiągali wysokie rezultaty, z pewną pogardą patrzeli na będących niżej, a do tych z wyższymi czuli niechęć, zazdrość. Tak naprawdę nie mogli tego ścierpieć. Nie czują się jak zwyczajne elfy, nie potrafią cieszyć się z dobrodziejstw natury tak bardzo jak ich pobratymcy. Może stąd ten światopogląd? Pomimo tego starają się żyć normalnie, a negatywnych cech nie objawiać. Podczas ostatniego roku w tej szkole poznali podstawy swych przyszłych klas, lecz teraz będą się w nich dalej rozwijać. Rizzen wybrał tropicielstwo, dzięki predyspozycjom do cichego poruszania, znajomości przyrody i niezwykłej zręczności. Hendu to uzdolniony czarodziej. Wybrał sztukę trudną, ale dzięki swojej wysokiej inteligencji sprosta na pewno swoim dążeniom. Wie, że w przyszłości może być bardzo potężny. Pasją Nerona jest modlitwa i walka. Zatem najlepszą drogą dla jego możliwości jest kapłaństwo. Regis ma zamiar być wojownikiem o wysokiej sprawności w jego ukochanej broni – mieczu półtoraręcznym. Zostało im tylko uroczyste zakończenie. Najlepszy uczeń dostaje wspaniałe nagrody z każdej dziedziny klasy. W tym roku jest nim Angenoth Vansiney, który nie ma sobie równych. Tuż po nim jest nasza czwórka.
Nadszedł przeddzień zakończenia. Bohaterowie postanowili – jak co dzień – udać się na wypad do lasu koło miasteczka. Wiązał się on z pewnym niebezpieczeństwem, lecz oni zawsze lubili czuć w żyłach trochę adrenaliny, aczkolwiek na ich drodze nie pojawiło się nic zagrażającego życiu. Idąc znanymi im ścieżkami zastanawiali się nad sobą. Jak niewiele brakowało, aby zdobyć pierwsze miejsce w szkole i zgarnąć nagrody. Czują nienawiść do Angenotha, za to, że bezczelnie ośmielił się być przed nimi. Nagle usłyszeli głośny ryk rozlegający się niedaleko. Postanowili podejść bliżej, po prostu z ciekawości. Zbliżając się bez problemu zauważyli wielkiego niedźwiedzia… i Angenotha… Elf jest poważnie zraniony na prawym ramieniu i barku. Ledwie trzyma swój miecz, lecz ciągle się broni dźgając nim zwierzę. Niedźwiedź pomimo kilku ran trzyma się mocno, wygląda wręcz, że rany nie robią na nim żadnego skutku. Ciężko ranny wojownik odsuwa się zręcznie jak tylko potrafi od wroga i tym momencie zauważa drużynę. Natychmiast krzyczy w ich stronę „Przyjaciele! Pomóżcie!”. W bohaterach rodzi się współczucie i chęć pomocy. Pomogliby mu, gdyby nie to, że od razu po tym uczuciu, wstrząsnęła nimi chciwość tak wielka, że nie mogli się jej oprzeć. Postanowili nie ingerować w naturalny bieg wydarzeń, zostawiając Angenotha na pastwę losu. Udają głuchych na jego wezwania. Lecz Regis wyciąga swoje ostrze i próbuje mu pomóc. Fakt jest jednak taki, że to tylko pomoc pozorowana, bezczelnie zaś w duszy śmieje się do siebie. Wszystkim bohaterom krzyk agonii ofiary niedźwiedzia sprawia niebywałą przyjemność… Nie czują z tego powodu wyrzutów sumienia. Postanowili, że teraz już można zabić niedźwiedzia, który już w tym momencie mocno broczy krwią. Ani grupa się obejrzała, Rizzen już stał przy najbliższym drzewie obok oponenta. Tak cicho jak tylko potrafił podszedł i trącił zwierzę jednym z rapierów w bark, co unieruchomiło ramię, natomiast drugi wykorzystał do odtrącenia wielkiej łapy. Wielki ryk bólu wzmógł się, kiedy Regis wraz z Neronem uderzyli z szarży. Natomiast machnięcie w łeb z drągu pana ciemności, gdyż tak na elficki tłumaczyło się imię Hendu, posłało istotę do krainy wiecznych łowów. W swoich niecnych umysłach postanowili, że pójdą do rodziny martwego elfa i zaniosą mu ciało syna, oraz głowę niedźwiedzia.
Gdy wrócili do miasta, pierwsze kroki drużyny podążyły przed dom Vansiney’ów. Regis postanowił obarczyć się obowiązkiem improwizowania przed głową tej rodziny, gdyż zawsze to uwielbiał. Drzwi zostały otworzone przez matkę Angenotha. Na jej twarzy malowało się zaniepokojenie. Przywitała go i wprowadziła do środka, jednocześnie pytając się o jakiekolwiek wieści dotyczące jej syna. Wojownik z poważną miną, czekał aż przybędzie sir Vansiney. W międzyczasie nastąpiła seria pytań, coraz mniej spokojnych. Gdy do salonu wkroczył gospodarz tego miejsca, gość z grobową miną przekazał smutną wiadomość. Zaraz po tym do domu weszła reszta grupy, a Regis kończył swą wypowiedź zmyśloną historią o tym, że przybyli za późno, by móc cokolwiek zdziałać w kierunku, aby zapobiec tej tragedii. Pani Vansiney podbiegła do swojego syna, obejmując go mocno i łkając gorzko, jakby starając się go jeszcze sprowadzić do życia. Podtrzymując delikatnie jego głowę, spojrzała się na twarz mocno poranioną i zakrwawioną. Przedstawiała wyrazy rozpaczy i bezradności. Zamknęła jego oczy, a na jego usta padła matczyna łza. Improwizator wręczając głowę niedźwiedzia ojcowi nieboszczyka, dodał tylko, że uznali to za swój honor. Mimo tej okoliczności dał on im wyrazy zrozumienia i podziękował za ten gest. Zaraz po opuszczeniu tego miejsca, na twarzach bohaterów pojawił się szeroki uśmiech. Ktoś z nich rzekł powoli „Jutro wielki dzień!”. Czują się… usatysfakcjonowani!
Następnego dnia przybyli na uroczyste zakończenie przepromienieni szczęściem, ponieważ odbiorą nagrody. Wręcza je ich wieloletni nauczyciel, który zna ich od dziecka o imieniu Faelar. Przypomniały im się natychmiast wszystkie miłe chwile z nim spędzone, jak i te mniej miłe. To doświadczony elf i mimo wszystko czują się dobrze u jego boku. Jednak teraz czują rozpierającą dumę stojąc przed tłumem elfów, półelfów a nawet ludzi żyjących w Splątanych Drzewach. Otrzymali nagrody w postaci umagicznionej broni odpowiedniej dla każdej z klas. Wszyscy wokoło gratulowali im sukcesu. Po zasłużonym odpoczynku każdy z nich uda się do dziesięcioletniej szkoły rozwijającej konkretne profesje. Dziewięć lat to teoria, a ostatni rok praktyka, której tak bardzo nie mogli się doczekać.

Część 2

Zaczął się ostatni rok. W między czasie poziom ich umiejętności podniósł się. Nie chodzili do jednej klasy, lecz ze względu na wspólne wydarzenie przed dziewięciu lat, postanowili być teraz w tej samej grupie, ponieważ w końcu nadszedł czas na praktykę i sprawdzenie w rzeczywistości przydatności otrzymanej broni. Faelar, ich mentor, nieoczekiwanie wzywa ich do siebie… Czują się lekko zaskoczeni, bo czegóż mógłby od nich chcieć? Zawsze to co chciał, mówił im podczas lekcji. Jednak udają się do jego drzewa, w którym w życiu byli już wielokrotnie. Pukają do drzwi, lecz one już przy lekkim dotknięciu same się otwierają. Wchodzą, widzą schludne pomieszczenie, które ich oczy dobrze znają. Na jego końcu jest znajoma postać, odzianą w ciemnozielony podróżny płaszcz elfów, siedzącą wygodnie na fotelu. Panuje chwila ciszy, po czym melodyjnym i przyjaznym głosem odzywa się Faelar.
– Witajcie moi, mili! Jakże wspaniale jest was znowu widzieć! Zastanawiacie się pewnie, dlaczego was tutaj wezwałem? Tak miałem powód. Muszę wam powiedzieć coś ważnego i wiem, że dorośliście już na tyle, by móc to wam to przekazać. Przygotujcie się na tę informację. Być może będzie miała istotny wpływ na waszą przyszłość. To, co wam powiem dotyczy przeszłości, konkretnie dwadzieścia dziewięć lat wstecz. Otóż wasi rodzice, których znacie, nie są tak naprawdę prawdziwi. Prawda jest taka, że owego czasu znalazłem was na północny wschód stąd, jako bezbronne niemowlęcia pozostawione na pastwę losu. Waszych rodziców nie znaleziono, pomimo największych wysiłków. Na szczęście znalazły się elfy, które was zaadoptowały. Przez całe życie ja również czuwałem nad wami, lecz po ostatnim roku rozpoczniecie samodzielne życie. W tym jednak nie będę już waszym nauczycielem. Zostanie nim Nym. Zna się na rzeczy. Ja wyruszam w podróż i nie wiem kiedy wrócę.
– Czy to ten małomówny kapłan? – zapytał się Neron.
– Tak, to on, ale nie ma powodu do zmartwień.
– Dokąd wyruszasz mistrzu? – padło pytanie od Regisa.
– I dlaczego nie możemy Ci towarzyszyć? – rzekł Rizzen.
– W to miejsce mogą udawać się tylko samotne elfy, może kiedyś wam o tym opowiem.
– Zatem gdzie możemy znaleźć naszego nowego nauczyciela? – spytał Hendu.
– Służy on Corellonowi Larethianowi, więc pewnie w świątyni boga elfów. A teraz idźcie do niego. Żegnajcie!


Ostatnio zmieniony przez Furion dnia Nie 14:48, 05 Sie 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Furion

Autor
Furion
Zemściak Ogrodnika
Zemściak Ogrodnika



Dołączył: 15 Lut 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chełmża
Sob 0:30, 17 Lut 2007

Wiadomość
index
Zacząłem to pisać dawno temu, ponad 2 lata minęły. W pewnym momencie przestałem kontynuować. Zamieściłem tyle ile udało mi się wyniuskać. Jeśli dopiszę dalej, to pojawi się on w pierwszym poście, a dam o tym znać w poście nowoutworzonym.

OCENIAJCIE!! Very Happy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Furion

Autor
Rizzen
Uczeń Ogrodnika
Uczeń Ogrodnika



Dołączył: 16 Lut 2007
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wioska Cukru
Nie 9:22, 18 Lut 2007

Wiadomość
Bardzo ciekawe opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów(chociaż je znam).Ze wszystkich postaci najbardziej spodobał mi się elf Rizzen Laughing
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Rizzen

Autor
Widmo
Widomkowy Ssacz Pałki



Dołączył: 16 Lut 2007
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z za winkla
Wto 22:40, 20 Lut 2007

Wiadomość
Rizzen?? To chyba jakiś pedał był...
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Widmo

Autor
Rizzen
Uczeń Ogrodnika
Uczeń Ogrodnika



Dołączył: 16 Lut 2007
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wioska Cukru
Sob 23:35, 03 Mar 2007

Wiadomość
Nie nie pedałem to był taki jedem co mu smok rękę odjebał i nie mógł sobie marszczyć elfiego huja. Laughing Laughing
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Rizzen

Autor
Rion
Pradawny Ogrodnik
Pradawny Ogrodnik



Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chełmża
Śro 12:59, 28 Mar 2007

Wiadomość
A tą kampanie to pamietam jak Kamil (Furion) dał mi dwa drewienka z zagadką i... co teraz? Na szczescie zostałem przewodnikiem do Podmroku i nie musiałem móżdżyć... Ale miło wspominam:)
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Rion

Autor
aaa4
Zmutowany Szkodnik
Zmutowany Szkodnik



Dołączył: 08 Sie 2017
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Czw 17:46, 17 Sie 2017

Wiadomość
-Teraz jestem jedna. Takie wspolne myslenie zdarza onod czasu do czasu, ale coraz czesciej. A gdy dziewczyny umieraly... - glos Iriny nie drgnal - przezywalam to razem z nimi. Przez wszystkie te dni, gdy bylysmy rozdzielone. Wiec w jakims senonone zyja. Bylam na Bibliotece, Martinie. I na Prerii 2, i na Aranku, i na Fuckyou. Wiem, ze w tym ciele nie opuszczalam Bezzaru, a jednoczesnie przezylam rowniez ich zycia. Az do samej smierci.

O nic wiecej nie pytajac, Martin ongnal do kieszeni, wyjal butelke koniaku i napil on.

-Ja tez poprosze - szepnela Irina. Dzielnie przelknela lyk, stlumila kaszel i oddala butelke. Od razu zarozowily jej onkoniuszki uszu, nie miala doswiadczenia z alkoholem.

-Czy przed smiercia przesuwalo ci onprzed oczami cale zycie? - powiedzial Martin.

-Aha - wytchnela Irina, ciagle nie mogac zlapac oddechu.

-A moze my wcale nie zyjemy? - zasugerowal Martin. - Nie zyjemy, lecz umieramy, a zycie przesuwa nam onprzed oczami... I tylko czasem pamiec szepcze - wszystko juz bylo, bylo, bylo... leze teraz na szpitalnym lozku, albo z kula w piersi na obcym bagnie... a przede mna wiruje ostatni bloczek reklamowy minionego zycia.

-Wypluj te slowa! - wzdrygnela onIrina. - Ja nigdzie nie leze. Jestem na Bezzarze. Chce popatrzec na klucznikow w ich gawrze. Dokonczyc to, co zaczelam... i czego nie dokonczyly dziewczyny. A potem wrocic do domu, spotkac fajnego chlopaka i narodzic mu dzieci, dopoki nie wymysla prawdziwej niesmiertelnosci i nie zabronia rozmnazania on.

-Program minimum? - zapytal Martin.
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty aaa4

Odpowiedz do tematu Strona 1 z 1

Forum Zemsta Ogrodnika Strona GłównaOpisy kampaniiTajemnica Przeszłości
Obecny czas to Pią 4:04, 17 Maj 2024
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group - Glass˛ Created by DoubleJ(Jan Jaap)
Regulamin